Stawiam przed Wami miseczkę dymiącego kremu z dyni. Nakarmiłam nią dzisiaj malarza, który odnawia u nas okna i twierdził, że przepyszna, a jadł dynię w tej postaci pierwszy raz. Jeśli wielki, wytatuowany gość prawie wylizuje miskę, to znak, że smakowało! ;)
Zapewniam, że Wam też będzie! :)
Proporcje zależą od tego jak dużą dynię kupicie, zatem te, które podaję są mocno ogólnikowe. Moja dynia hokkaido była całkiem spora, a często gotuję z dużo mniejszych i dodatki ilościowo są podobne. Do tego trafiłam na bosko słodką sztukę, nadała zupie fantastyczny smak. Trzeba pamiętać, że nie każda dynia nadaje się do takiej zupy, zrobiłam ją kiedyś ze zwykłej, takiej, której wycina się uśmiech na halloween dla ozdoby i była bardzo blada tudzież nijaka w smaku, bo ciężko to inaczej określić. Musiałam długo doprawiać nim była zjadliwa. ;)
Do kremu tylko hakkaido!
KREM Z DYNI
dynia hokkaido,
1-2 pomarańcze (tylko sok, bez skórki!),
olej kokosowy nierafinowany (podkręca smak kokosu z mleczka, ale można użyć innego oleju roślinnego)
świeży imbir (ok. 3-4 łyżeczki startego, przy małej dyni 1-2),
1 puszka mleka kokosowego (min. 60% kokosa + woda),
bulion warzywny (zwykle używam z kostki, bo szybciej),
sól morska,
pieprz,
cukier (jeśli traficie na mało słodką dynię).
Dynię oczyścić ze skórki (chyba, że jest miękka, to można zostawić) i nasion, pokroić w kostkę. W garnku podsmażyć na oleju starty imbir, po chwili dorzucić dynię, wymieszać i zalać sokiem z wyciśniętych pomarańczy(jak wleci przy okazji miąższ to nic się nie stanie). Gotować ok. 2 minut, następnie dodać bulion - tylko tyle, by dynia lekko wystawała nad poziom płynu. Gotować ok 10-15 minut, aż dynia zmięknie. Dodać mleko kokosowe i zblendować całość na gładko. Dodać soli i pieprzu (i ewentualnie cukru) do smaku. Gotowe!
Podawać z grzankami. To jest pyszne! :)
P.S.
Jeśli traficie na jakąś wybitnie pyszną i słodką dynię, to nie dajcie odejść jej w zapomnienie. Wysuszcie jej pestki, a potem wyhodujcie, albo przekażcie komuś, kto zrobi to za Was. Ja tak zrobiłam i Teść wyhodował całkiem sporo hokaido na działce w Zielonej Górze. Polecam spróbować :)
Jestem weganką od trzech lat. Uwielbiam weganizować tradycyjne przepisy. Lubię patrzeć jak moi goście i rodzina są w szoku, że "trawa i kamienie" są takie smaczne. Moje przepisy bywają niedokładne, gotuję raczej sercem niż głową. Patrzę na konsystencję a nie cyferki na miarce. Upraszczam też wszystkie procesy jeśli tylko się da. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie.
piątek, 16 września 2016
sobota, 10 września 2016
Wegańskie brownie z cukinią
Dziś przychodzę do Was z przepisem, który jest warty uwagi!
To brownie jest mega czekoladowe, mokre i smakuje wyśmienicie. Do tego jest tanie i szybko się robi, ale do rzeczy. :)
Piekarnik ustawcie na 190 st.C. W trakcie jak będzie się nagrzewał sporządźcie miksturę.
BROWNIE ( piec ok. 35 min. w 190 st.C)
2 szkl. startej na drobnych oczkach cukinii (= 2 małe cukinie),
5 łyżeczek kakao,
1 czubata szkl. mąki pszennej,
3/4 szkl. cukru,
szczypta soli,
1 łyżka cukru z prawdziwą wanilią,
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej,
1 płaska łyżeczka kamienia winnego (lub proszku do pieczenia),
7 łyżeczek oleju kokosowego nierafinowanego,
1 tabliczka gorzkiej czekolady (min.70% kakao, 100g) + druga na polanie ciasta,
garść wiórków kokosowych do ciasta + duża garść chipsów kokosowych lub wiórków do posypania ciasta (najlepiej zrumienionych na suchej patelni).
Olej kokosowy rozpuścić w kąpieli wodnej razem z jedną tabliczką czekolady. Wszystkie składniki zmiksować. Ciasto nie powinno być zbyt rzadkie, jeśli tak jest dodajcie mąki. Ciasto wrzucić na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i do rozgrzanego pieca na ok 35 minut. Trzeba sprawdzać na środku patyczkiem, jeśli nie zostanie na nim surowe ciasto to gotowe.
Po upieczeniu ciasto polać roztopioną czekoladą i posypać chipsami kokosowymi.
To brownie jest mega czekoladowe, mokre i smakuje wyśmienicie. Do tego jest tanie i szybko się robi, ale do rzeczy. :)
Piekarnik ustawcie na 190 st.C. W trakcie jak będzie się nagrzewał sporządźcie miksturę.
BROWNIE ( piec ok. 35 min. w 190 st.C)
2 szkl. startej na drobnych oczkach cukinii (= 2 małe cukinie),
5 łyżeczek kakao,
1 czubata szkl. mąki pszennej,
3/4 szkl. cukru,
szczypta soli,
1 łyżka cukru z prawdziwą wanilią,
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej,
1 płaska łyżeczka kamienia winnego (lub proszku do pieczenia),
7 łyżeczek oleju kokosowego nierafinowanego,
1 tabliczka gorzkiej czekolady (min.70% kakao, 100g) + druga na polanie ciasta,
garść wiórków kokosowych do ciasta + duża garść chipsów kokosowych lub wiórków do posypania ciasta (najlepiej zrumienionych na suchej patelni).
Olej kokosowy rozpuścić w kąpieli wodnej razem z jedną tabliczką czekolady. Wszystkie składniki zmiksować. Ciasto nie powinno być zbyt rzadkie, jeśli tak jest dodajcie mąki. Ciasto wrzucić na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i do rozgrzanego pieca na ok 35 minut. Trzeba sprawdzać na środku patyczkiem, jeśli nie zostanie na nim surowe ciasto to gotowe.
Po upieczeniu ciasto polać roztopioną czekoladą i posypać chipsami kokosowymi.
Smacznego :)
niedziela, 15 maja 2016
Wegańskie Flammkuchen
To znowu ja! I znowu coś gotuję! Przyszła pora na Flammkuchen! Banalny w zrobieniu, a smak obłędny, jeden z moich ulubionych. Jeszcze jak jadłam mięso kupowaliśmy oryginalną wersję z boczkiem, wege niestety nie ma w sklepach(tych, w których szukałam), zatem trzeba zrobić samemu.
Za pomysł dziękuję Anecie! :D
Miałam problem ze spisaniem proporcji, bo zawsze robię to ciasto "na oko", używam go również do pizzy (ale wtedy daję nieco więcej zakwasu i oregano).
Od chwili jak na rynku pojawiła się wegańska śmietana Dr.Oetkera Creme Vega - Flammkuchen może być wegański i nadal pyszny!
[Proporcje na dwie blachy.]
FLAMMKUCHEN
5-7 średnich cebul
łycha oleju kokosowego rafinowanego do smażenia
pieprz
2 śmietany Creme Vega 150g (1 cała na 1 placek)
CIASTO
1 szkl. ciepłej wody
ok. 10g drożdży
1 łyżka chlebowego zakwasu (jak nie macie, to też się uda, ale z nim ciasto lepiej smakuje i jest bardziej chrupiące, dłużej też zatrzymuje świeżość, jednak rzadko ma taką okazję... :P)
2 szkl. mąki pszennej + ok. 3/4 szkl. do podsypywania
zdrowy chlust oliwy z oliwek
1 łyżka soli morskiej (zmielonej)
W wodzie rozpuścić drożdże i zakwas, dodać sól i oliwę, następnie dosypać mąkę i wyrabiać mikserem przez jakieś 3-5 minut. Nie bawię się w czekanie na zaczyn, bo nie trzeba!
Zostawić, żeby sobie popracowało, a w tym czasie przygotujcie cebulę.
Cebule pokroić w piórka, lub kostkę, - jak lubicie i zeszklić na maśle (na początku lekko posolić, żeby puściła sok), doprawić solą i pieprzem do smaku. Koniecznie spróbujcie, musi być słone, jeśli zostawicie cebulę słodką w smaku całość wyjdzie mdła.
Wyrośnięte(tyle o ile :P) ciasto chwilę wyrabiać z dodatkową mąką (konsystencja jędrnej piersi - określenie samego A.Kwaśniewskiego ;), żeby nie przywierało do blatu, podzielić na pół i rozwałkować na 2-3mm. Można też rozciągać dłońmi, wolna amerykanka. ;)
Uformować pożądany kształt i sru na wysmarowaną olejem blachę.
Ciasto posmarować Creme Vega. Nałożyć cebulę.
Wszystko wrzucić od razu do piekarnika nagrzanego do 250st. C.
Piec ok. 15 minut, aż spód się zrumieni, a kiedy podważycie ciasto będzie sztywne.
Podawać jak Wam się podoba, do czegoś, lub samo. Sprawdza się jako przekąska na imprezach.
Polecam nawet jeśli macie wiatry po cebuli. To jest pyszne! :D
Za pomysł dziękuję Anecie! :D
Miałam problem ze spisaniem proporcji, bo zawsze robię to ciasto "na oko", używam go również do pizzy (ale wtedy daję nieco więcej zakwasu i oregano).
Od chwili jak na rynku pojawiła się wegańska śmietana Dr.Oetkera Creme Vega - Flammkuchen może być wegański i nadal pyszny!
[Proporcje na dwie blachy.]
FLAMMKUCHEN
5-7 średnich cebul
łycha oleju kokosowego rafinowanego do smażenia
pieprz
2 śmietany Creme Vega 150g (1 cała na 1 placek)
CIASTO
1 szkl. ciepłej wody
ok. 10g drożdży
1 łyżka chlebowego zakwasu (jak nie macie, to też się uda, ale z nim ciasto lepiej smakuje i jest bardziej chrupiące, dłużej też zatrzymuje świeżość, jednak rzadko ma taką okazję... :P)
2 szkl. mąki pszennej + ok. 3/4 szkl. do podsypywania
zdrowy chlust oliwy z oliwek
1 łyżka soli morskiej (zmielonej)
W wodzie rozpuścić drożdże i zakwas, dodać sól i oliwę, następnie dosypać mąkę i wyrabiać mikserem przez jakieś 3-5 minut. Nie bawię się w czekanie na zaczyn, bo nie trzeba!
Zostawić, żeby sobie popracowało, a w tym czasie przygotujcie cebulę.
Wyrośnięte(tyle o ile :P) ciasto chwilę wyrabiać z dodatkową mąką (konsystencja jędrnej piersi - określenie samego A.Kwaśniewskiego ;), żeby nie przywierało do blatu, podzielić na pół i rozwałkować na 2-3mm. Można też rozciągać dłońmi, wolna amerykanka. ;)
Uformować pożądany kształt i sru na wysmarowaną olejem blachę.
Ciasto posmarować Creme Vega. Nałożyć cebulę.
Wszystko wrzucić od razu do piekarnika nagrzanego do 250st. C.
Piec ok. 15 minut, aż spód się zrumieni, a kiedy podważycie ciasto będzie sztywne.
Polecam nawet jeśli macie wiatry po cebuli. To jest pyszne! :D
Lista zakupów
- 2 śmietany Creme Vega 150g
- 5-7 średnich cebul
- olej kokosowy rafinowany
- mąka
- drożdże
- oliwa z oliwek
- przyprawy: sól, pieprz
sobota, 30 stycznia 2016
falafel.
wiele osób próbuje robić falafel w domu, do czego gorąco zachęcam! aby zapewnić sobie sukces nie zapomnijcie, że na falafel nadaje się wyłącznie suszona, namaczana ciecierzyca, masa z cieciorki z zalewy rozpadnie się podczas smażenia i będzie wam smutno, a po co? :)
FALAFEL
500g ciecierzycy (moczyć co najmniej 12h, a najlepiej dobę)
1-2 cebule
2-3 ząbki czosnku
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka kolendry (zmielić ziarenka)
1 łyżeczka mielonego kminu
szklanka posiekanej pietruszki (lub kolendry)
pół łyżeczki pieprzu
pół łyżeczki pieprzu cayenne
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżka soku z cytryny (ale nie polewajcie nim sody, bo zacznie gazować)
ok. 4 łyżek kukurydzy (można pominąć, aczkolwiek podpatrzyłam pomysł u znajomego kurda i są smaczniejsze)
pół łyżeczki kurkumy (można pominąć)
ok. pół szklanki wody z moczenia ciecierzycy.
olej do smażenia (niepełny litr na tę ilość spokojnie wystarczy)
wszystko wrzucić do malaksera i zmielić na papkę, im mniej ziarnista tym lepiej, ale też nie na totalnie gładką masę. można blendować ręcznie.
później formować(najwygodniej z użyciem łyżki, aczkolwiek klasycznie robi się kulki) i smażyć na dobrze rozgrzanym oleju na złoto-brązowy kolor.
świeżo usmażone falafele są najsmaczniejsze, szybko wysychają, więc polecam jeść na świeżo, albo naszykować jakiegoś sosu do maczania. są pyszne z sosem czosnkowym. można je też piec w piekarniku, bez tłuszczu, ale wtedy są suche od razu i bez sosu ani rusz. Są pyszne w towarzystwie świeżych warzyw. w berlinie bardzo popularne jako zamiennik kebsa, tj. falefel, z warzywami i sosami w bułce.
warto spróbować. smacznego!