poniedziałek, 10 lipca 2017

Wegański tort waniliowy z malinami i czekoladą

Nadchodzące urodziny córki spędzały mi sen z powiek, bo przecież trzeba upiec tort, ojcu mogłam machnąć sernik, ale dziecko chciało zjeść tort. I to różowy! Od kilku tygodni zapisywałam sobie przepisy na biszkopty, wybrałam jeden z najprostszych, z bloga Ervegan
Nie zrobiłam jednak kokosowej bitej śmietany wg dalszej części przepisu, resztę zrobiłam po swojemu. Wyszło bardzo smacznie! I ładnie! :) 



Biszkopt: 
280 g mąki tortowej
120 g  cukru
2-3 łyżki cukru z prawdziwą wanilią (2 paczuszki kupnego)
90 g oleju roślinnego
250 ml mleka sojowego (najlepiej o smaku wanilii)
2 łyżeczki proszku do pieczenia (lub kamienia winnego)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 niepełna łyżeczka octu
szczypta soli

Nagrzej piekarnik do 180st. Blaszkę (ok. 20 cm)wyłóż papierem do pieczenia. 
Do miski przesiej mąkę z cukrem i solą oraz proszkiem do pieczenia. W drugiej misie wymieszaj mokre składniki, przy czym ocet dodaj na samym końcu. Po zmieszaniu od razu przelej do pierwszej miski i wymieszaj. Powinna powstać luźna masa. Przełóż ją na blachę, wyrównaj i wstaw od razu do nagrzanego piekarnika. 
Piecz ok. 40-50minut. 
Po 40 min. sprawdź patyczkiem - suchy = gotowe.
Odstaw do wystygnięcia.


Poniższa ilość kremu jest idealna do wielkości tego biszkoptu, jednak jeśli będziecie mieć biszkopt, który można pokroić na 3 blaty możecie podwoić składniki(poza cukrem), żeby starczyło.

Krem:
pół szklanki mąki pszennej (można użyć kaszy manny)
2/3 szkl. cukru
0,5 litra mleka sojowego (najlepiej waniliowego, aby smak soi nie dominował)
0,5 kostki margaryny (u mnie Alsan, wyjąć z lodówki, by zmiękła)
1 cukier waniliowy 
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (ekstra, jeśli cukier nie nada odpowiedniego aromatu)
barwnik (ekstra, u mnie w paście, różowy)

Do garnuszka (na średnim gazie) wlejcie mleko i rozpuście mąkę oraz cukier. Cały czas mieszając poczekajcie aż zacznie się gotować. Dość mocno zgęstnieje - o to chodzi. Gotować maksymalnie 3-5 minut. (Warto spróbować, jeśli wyczujecie na języku mąkę - jeszcze chwilkę gotujcie cały czas mieszając.)
Odstawić do wystygnięcia. Może powstać na wierzchu kożuch, który dobrze jest zdjąć łyżeczką, żeby w kremie nie było później grudek. Dodajcie margarynę (oraz barwnik) i miksujcie, aż wszystko ładnie się połączy. Trach! Gotowe!




Biszkopt przekrójcie na pół. Nasączcie blat herbatą (albo kawą lub wodą z alkoholem, jeśli tort nie jest dla dzieci), wyłóżcie na to warstwę kremu, na niej ułóżcie połówki malin (lub inne kwaskowate owoce, które zrównoważą słodycz ciasta i kremu), następnie zetrzyjcie na to gorzką czekoladę (im więcej % kakao tym lepiej). Drugi blat od spodu posmarujcie cienko kremem, gdyż będą w nim dziurki, które warto wypełnić. Lekko dociśnijcie do siebie obie warstwy. Z góry nasączcie biszkopt płynem. Resztą kremu udekorujcie tort oraz czym Wam się tylko podoba. 
Gotowy tort włóżcie do lodówki. Krem stężeje, jeśli będzie na wierzchu zbyt cienka warstwa może lekko popękać. Przed podaniem warto wyjąc go na ok. pół godziny z lodówki, aby całość delikatnie zmiękła. 




Smacznego! :)

(Zdjęcia zrobione telefonem, przy kolejnej okazji postaram się zrobić je aparatem, z wyprasowanym tłem i resztą tałatajstwa ;))

Lista zakupów

  • mąka pszenna
  • olej
  • cukier
  • margaryna (do kremu)
  • mleko sojowe (waniliowe)
  • proszek do pieczenia
  • soda oczyszczona
  • ocet
  • cukier waniliowy (3 paczuszki)
  • ekstrakt z wanilii
  • świeże maliny (od biedy mrożone)
  • gorzka czekolada 85% kakao lub więcej

niedziela, 18 czerwca 2017

Wegańskie racuszki z owocami

Jako Królowa Glutenu mam dla Was kolejną propozycję! Dzisiaj pora na racuszki. Tanio, szybko i smacznie. Na słodko, z owocami lub bez, przy czym z owocami są wilgotniejsze i dłużej zachowują świeżość. Zawsze pyszne. Uwielbiam je moczyć w wegańskim jogurcie brzoskwiniowym lub smarować śliwkową marmoladą, albo po prostu posypać cukrem pudrem i zajadać.
W moim domu racuchami nazywaliśmy wyłącznie te na drożdżach, z sodą były zwykłymi plackami lub "sodziakami" i tak mi już zostało. Zróbcie je ze mną, są banalne w wykonaniu, a można zjeść smaczne śniadanie, kolację lub bardzo awaryjny obiad. ;)



Racuchy
2 szklanki ciepłej wody (lub ciepłego mleka roślinnego)
ok. 20g świeżych drożdży
2,5 szkl. mąki pszennej (ale orkiszowa też się sprawdza)
1 łyżeczka cukru (może być z dodatkiem wanilii)
1-2 garści owoców (np. banan, jabłko pokrojone w kosteczkę lub starte na grubych oczkach, jagody, maliny - co tylko lubicie)
olej roślinny do smażenia

Drożdże z cukrem rozpuście w wodzie, od razu dodajcie mąkę i dobrze wymieszajcie. Konsystencja powinna przypominać gęstą śmietanę (w razie czego dodajcie mąki lub wody). Dosypcie owoce, wymieszajcie. Miskę przykryjcie folią spożywczą i odstawcie do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na ok 10-15 minut.
Wyrośnięte ciasto wykładajcie dużą łyżką  na rozgrzany olej, zrumieńcie na złoto z obu stron. Można odsączyć nadmiar oleju na papierowym ręczniku.
Podawajcie z owocowymi wege-jogurtami, marmoladą lub posypane cukrem pudrem.
Albo wszystko na raz! ;)


(Można smażyć bez tłuszczu, ale takie racuszki są bardziej suche i tracą moim zdaniem na smaku. Łyżkę, którą nakładacie ciasto trzymajcie w szklance z wodą, dzięki temu ciasto będzie bez problemu od niej odchodziło.)


Dzieci je lubią!

A jak wciśniecie w wylane na patelni ciasto kostkę czekolady i zakryjecie ją ciastem to wyjdzie Wam to :)

Smacznego!

Lista zakupów

  • kostka drożdży
  • mąka
  • cukier waniliowy
  • owoce (np. banany, jabłka, maliny, jagody)
  • olej do smażenia

piątek, 26 maja 2017

Wegańska sałatka z czerwonej soczewicy

Z czym kojarzy się Wam czerwona soczewica? Z niczym? Z rozgotowaną papką jak dotąd mnie?
Przybywam do Was z przepisem, który ukaże Wam soczewicę w nowym świetle. Porcja białka, potasu i kwasu foliowego będzie pyszna jak nigdy dotąd! Dobra na ciepło i zimno. Jako dodatek do obiadu, obiad w boksie do pracy lub jako solistka na imprezie. Zrobienie jej zajmuje jakieś 10 minut.


Sałatka z czerwonej soczewicy 
1 szkl. soczewicy
2 szkl. wody (ilość tutaj jest nieistotna, bo nadmiar i tak się odlewa)
1 cebula
garść suszonych pomidorów z zalewy
garść natki pietruszki (lub kolendra)
oliwa z oliwek
sól, pieprz, wędzona papryka

Soczewicę prażcie chwilę w suchym garnuszku, zalejcie wodą i pozwólcie jej wrzeć przez 1-2 minuty, następnie zmniejszcie gaz na minimum i gotujcie jeszcze ok. 5-7 min. Próbujcie: soczewica nie może być twarda, ale ma być jeszcze bardzo jędrna. Nadmiar wody odsączcie na sicie.
W czasie, kiedy soczewica się gotuje poszatkujcie cebulę i usmażcie ją na oleju ze szczyptą soli. Pokrójcie pomidory w drobną kostkę. Połączcie wszystkie składniki na patelni(już bez gotowania), doprawcie do smaku solą, pieprzem i papryką.  Posypcie pietruszką, dolejcie spory chlust oliwy z oliwek, wymieszajcie. Gotowe.

• Do schłodzonej sałatki można dorzucić awokado oraz świeże warzywa jak pomidor czy papryka.
• Można lekko skropić sokiem z cytryny lub limonki, co doda lekkości i delikatnie podrasuje smak.

Smacznego :)

Lista zakupów

  • czerwona soczewica
  • cebula
  • suszone pomidory w zalewie
  • pietruszka
  • olej do smażenia
  • oliwa z oliwek
  • przyprawy: sól, pieprz, wędzona papryka

środa, 17 maja 2017

Seitan + marynata do wegańskich kotletów, która skradnie Wam duszę ;-)

Gluten to zło tego świata, jedno z wielu, ale ile dobrego można z niego zrobić?! Taki seitan na przykład! Po kąpieli w dobrej marynacie uchodzi za rasowego schaboszczaka, że mucha nie siada!
Gluten jest teraz bardzo passe i zdaję sobie z tego sprawę, na szczęście to mój blog i mogę tu wrzucać co mnie się podoba i smakuje, a jak ktoś też sobie przy tym smacznie poje to dobra nasza!

Seitan to tzw. "chińskie mięso",  czysty gluten z mąki pszennej. Można kupić gotowy, ale bardzo łatwo robi się go samemu, rzekłabym, że to całkiem relaksujące zajęcie. Potrzebujecie kilograma mąki pszennej, dużą miskę i mikser z hakami do wyrabiania ciasta. Ludzie zagniatają ciasto ręcznie, ale nie trzeba się przemęczać i robić syfu, kiedy nie jest to konieczne. Zaufajcie mi.


Seitan 
1 kg mąki pszennej
ok. 700-800 ml ciepłej wody

Mąkę zalewacie stopniowo wodą i miksujecie tak długo, aż wszystko pięknie się połączy, wyrabiajcie ciasto hakami aż zaczną być widoczne "glutenowe niteczki". Ciasto musi być zwarte i w miarę sprężyste, może się jeszcze lepić do rąk, żaden problem.  (Zajmie to ok. 10 minut.) Kiedy ciasto jest gotowe możecie je na chwilę zostawić, by od Was odpoczęło, ale nie musicie, można od razu taką michę podstawić pod bieżącą wodę i płukać kulę, miąchać, ugniatać, wypłukując białą wodę. Po ok. 10-15 minutach woda stanie się czysta, a w dłoniach zostanie Wam żółta gąbczasta masa.



GLUTEN w formie czystej.


Z tej piękności możecie zrobić sobie kotlety, a nawet pieczeń, przy czym tego drugiego jeszcze nie próbowałam więc milczę. Ja z mojego glutenu uformowałam 5 kotletów wielkości małej dłoni, które ugotowałam w woku, w marynacie, na którą przepis będzie niżej.
Odetnijcie kawałki na kotlety, następnie rozpłaszczcie je dłonią, chwilę to potrwa, można pomóc sobie mokrym wałkiem do ciasta. Gotowe kotlety wrzućcie do wrzącej marynaty i gotujcie przez 35 min, potem wyłączcie gaz i zostawcie na jeszcze 5 minut. Dla zasady. Potem odsączcie na sitku, wystudźcie i wrzućcie do lodówki na noc, żeby glutek zrobił się w swej strukturze mniej gąbczasty.


Panierka:
Do przygotowania kotletów potrzebujecie panierki, jako zamiennik jajka stosuję mąkę kukurydzianą z wodą(+ 2-3 łyżeczki marynaty, sól, pieprz - to też ma mieć smak) rozrobioną w stosunku 1 miarka mąki na 2 wody. Po obtoczeniu w "jaju" czas na bułkę tartą, uklepcie porządnie, a następnie wrzućcie na rozgrzany olej i patrzcie jak pięknie się złocą.

Marynata to ciężka sprawa, bo robię ją na oko. Wcześniej marynowałam w niej kotlety sojowe, ale sprawdziła się i tutaj, przy czym zrobiłam uboższą wersję, bo nie wiedziałam czego się spodziewać po seitanie, ale wszystko poszło jak z płatka. Ilości są bardzo ogólnikowe i niedokładne, bazujcie na tym, ale kierujcie się własnym smakiem.

Marynata:
woda (zależy od naczynia, w którym będziecie gotować seitan, powinien być całkiem zakryty chociaż na początku, bo potem wypłynie. Plus minus 1,5 litra.)
1 kostka wegańskiego bulionu
• ok. 0,5 szkl. sosu sojowego 
łyżka płatków drożdżowych
1 kropla liquid smoke (robi magię, musi być!)
garść prażonej cebulki
łyżeczka soli morskiej (na koniec w razie potrzeby dać więcej)
łyżeczka papryki słodkiej (może być wędzona)
łyżeczka suszonego czosnku
2-3 ząbki czosnku (zmiażdżone nożem)
łyżeczka cukru trzcinowego
łyżeczka oregano
łyżka ostrego sosu chili 
szczypta pieprzu czarnego
łyżeczka tymianku
0,5 łyżeczki kurkumy 

Podstawą jest próbowanie mikstury czy odpowiada Wam smak. Jak zbyt intensywne - dolejcie wody, jak za słaby - doprawcie do smaku. Marynata ta sprawdza się wyśmienicie także z kotletami sojowymi, można do niej dorzucić jeszcze suszone grzyby, suszone pomidory i co jeszcze lubicie(sojaki marynuję w tym od 1 godz. do całej doby(zależy ile mam czasu na przygotowania), seitanowi wystarcza 40 min we wrzątku). Można ją mrozić, zatem spora ilość przypraw nie będzie na raz, a na dwa! :D

Lista zakupów

  • Mąka pszenna
  • Mąka kukurydziana
  • Bułka tarta
  • Przyprawy do marynaty: bulion w kostkach, liquid smoke, prażona cebulka, sól morska, papryka wędzona, czosnek w proszku, cukier trzcinowy, oregano, tymianek, sos chili, pieprz, kurkuma 
  • Olej do smażenia

piątek, 12 maja 2017

Wegański pudding z nasionami chia i malinami

Wegańsko, słodko, pysznie i zdrowo? Jest wiele deserów wegańskich, w tym też takie, których wykonanie zajmuje 5 minut, a efekt zachwyca.


Będzie Wam potrzebne płynne mleko kokosowe z jak największą zawartością kokosa i wodą (najlepiej bez żadnych konserwantów). Zwykle szuka się takiego, które się oddziela od wody, aby ubić twardą część jak śmietanę, tym razem odwrotnie. Z takim mlekiem uzyskacie bosko kremowy deserek.

(Przykładowe mleko kokosowe: 85% ekstrakt z kokosa, woda)

Deser z nasion chia (porcja na 4 osoby):
1 puszka mleka kokosowego
3 łyżki ziarek chia
2 łyżki ksylitolu (przed dodaniem chia sprawdźcie czy słodkość Wam odpowiada)
3 garści malin (lub więcej, mrożonych lub świeżych, można użyć innych owoców, także pulpy owocowej)
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (dla urozmaicenia, sama rzadko dodaję)
(4 małe słoiczki lub szklanki, pucharki, whatever)

Mleko kokosowe wymieszajcie z ksylitolem (sprawdźcie czy słodycz Wam odpowiada, jeśli za słodkie - dodajcie odrobinę wody), do pojemniczków wrzućcie maliny przykrywając dno. Do posłodzonego mleczka dodajcie ziarna chia i wymieszajcie, rozlejcie do słoiczków. Zakręćcie słoiczki, lub zabezpieczcie folią i wstawcie do lodówki. Po niespełna godzinie deser jest już gotowy.


Lista zakupów

  • mleko kokosowe
  • chia
  • ksylitol
  • maliny

poniedziałek, 8 maja 2017

Placki z ugotowanych ziemniaków (wegańskie)

Zostają Wam czasem ziemniaki po obiedzie? Teraz nie musicie patrzeć jak w smutku dębieją, a potem lądują w koszu. Ziemniaki czy to z koperkiem, czy bez, posolone lub nie można przemienić w placki, które są smaczne na słodko lub wytrwanie. Na bazie tej masy można też robić większe kotleciki, w tym także nadziewane, np. pieczarkami i "serem".


Placki:
ugotowane ziemniaki (tu z ilością będzie różnie, więc musicie patrzeć na konsystencję, u mnie dwie duże garści pyrek)
mąka kukurydziana (bardzo czubata łyżka)
mąka pszenna (do uzyskania konsystencji ciastoliny)
niecałe pół szkl. wody
szczypta kamienia winnego (lub proszku do pieczenia)
sól(jeśli były gotowane bez soli)
olej do smażenia

Ziemniaki przepuścić przez praskę lub ugnieść. W kubku wymieszać mąkę kukurydzianą z wodą(powinna mieć konsystencję śmietany), dorzucić do ziemniaków, następnie dodać mąkę pszenną, wstępnie 1szkl. i wymieszać. Potem zacząć ugniatać, dodawać mąkę, aż przestanie mocno kleić się do rąk, jednak wciąż będzie. 



Blat posypać mąką, wyłożyć część masy, rozgnieść ręką, posypać mąką i rozwałkować na ok 0,5cm. Pociąć na paski wygodne do smażenia.



Wrzucać na rozgrzany olej i smażyć do uzyskania złoto-brązowego koloru.

Podawać z marmoladą, sosami, ketchupem, na co akurat macie ochotę!




Tofucznica, czyli jajecznica bez jajek

Jak te wegany mogą żyć bez jajek? Przecież tak się nie da!! Osobiście tak twierdziłam, a teraz co? Nie tylko bez nich żyje, ale mam się dobrze. Poniżej przestawiam przepis na kopię mojej ukochanej (niegdyś)jajecznicy z pomidorami i cebulką.

Aby przygotować sobie bezjajeczną jajecznicę w ramach bardzo sycącego śniadania potrzebujecie przede wszystkim czarnej soli, tzw. Kala Namak. Sól ta nadaje potrawom jajecznego smaku, poza tym, że jest słona, pachnie i smakuje ugotowanym jajkiem. Można ją dostać w sklepach online, a stacjonarnie warto zapytać w sklepach eko, zielarskich lub ze zdrową żywnością.



Tofucznica (porcja na dwie osoby):
1 duża cebula,
1 kostka tofu (ok. 300g),
2-3 pomidory(najlepsze malinowe, ale każde inne też dają radę),
łyżka oleju kokosowego rafinowanego (lub innego tłuszczu roślinnego do smażenia),
przyprawy: kurkuma(pół łyżeczki, dla uzyskania koloru),czarna sól(ok. 1 łyżeczki), pieprz(do smaku), płatki drożdżowe(duża szczypta)
ulubione zielsko do posypania: pietruszka, koperek, co kto uważa :)

Cebulę pokroić w drobną kostkę i zeszklić na oleju, w tym czasie naciąć skórkę pomidorów, zalać na chwilę wrzątkiem, potem przelać zimną wodą i obrać, następnie pokroić w kostkę. (Jak nie przeszkadza Wam skórka pomidora, to nie musicie obierać.)
Na zeszkloną cebulę wrzucić rozdrobnione widelcem tofu, posypać kurkumą i mieszać pozbywając się większych grudek(im mniejsze tym lepiej). Kiedy całość zabarwi się na żółto można dodać soli, z tym ostrożnie, zacznijcie od połowy łyżeczki i dosmaczajcie po swojemu. Dodajcie pomidory, muszą się lekko "rozciapkać", ich miąższ i sok nawilżą całość, jeśli Waszym zdaniem tofucznica będzie zbyt sucha można dodać chlust mleka roślinnego. Spróbujcie i dodajcie pieprz, płatki drożdżowe i więcej soli jeśli trzeba. Po przełożeniu na talerz posypać szczypiorkiem, koperkiem lub pietruchą, co kto lubi.

Podawać z pieczywem, bo jak wiadomo, gluten to podstawa pysznego śniadania ;)

niedziela, 16 kwietnia 2017

Przeeeepyszna wegańska lazania.

Kiedy ludzie dowiadują się, że jestem weganką kiwają głową ze współczuciem, wszak tyle pyszności mnie omija, czyż nie? Otóż niezbyt. Jestem wege krótko, a już wiele potraw nauczyłam się podrabiać tak, że sama jem i nie wierzę, że coś smakuje mięsem a go nie zawiera! Wszystko jest kwestią przypraw. Tak oto powstała lazania przy której spadają kapcie! Jest to kolejny przykład prania ludzkiego mózgu, który jest święcie przekonany, że je prawdziwe mięso i ser!



Przygotowanie lazanii zajmuje bez pieczenia ok. pół godziny, pod warunkiem, że lecicie jednocześnie na 3 gary jak ja ^__^

Będą Ci potrzebne: wok lub głęboka patelnia, mała patelnia, garnek, naczynie żaroodporne(najlepiej prostokątne i tak duże, by bez łamania makaronu weszły 3 plastry), makaron do lazanii (najlepiej Barilla), płatki drożdżowe, ulubiony wegański żółty ser, itd. 

"Mięso mielone" do lazanii:
300g tofu naturalnego,
łyżka oleju kokosowego rafinowanego do smażenia,
przyprawy: płatki drożdżowe, wędzona papryka, sos sojowy, sól, pieprz, chilli, oregano, tymianek, prażona cebulka, czosnek.

Tofu rozdrobnić widelcem prosto na małą patelnię. Proporcje przypraw są ciężkie do określenia, zwykle po prostu posypuję cienką warstwą całość, do tego zdrowy chlust sosu sojowego i próbuję czy smak mi odpowiada. Zazwyczaj trzeba dosolić i dorzucić płatków drożdżowych. W trakcie mieszania pozbyć się największych grudek, żeby przyprawy były wszędzie. Całość zrumienić na brązowo. 

Sos do lazanii(można użyć innej mieszanki ulubionych warzyw):
2 garści pieczarek, 
pół cukinii,
kilka suszonych pomidorów z zalewy,
cebula, 
2 ząbki czosnku,
puszka pomidorów (400g)lub pasata,
przyprawy: sól, pieprz, oregano, czosnek, chili, płatki drożdżowe.

W czasie kiedy "mięso" się rumieni w głębokiej patelni podsmażcie cebulę z czosnkiem i szczyptą soli, następnie dodajcie drobno posiekane pieczarki(lub starte na tarce). Na końcu drobno posiekane cukinia(j.w.) i suszone pomidory. Kiedy warzywa zmiękną dodajcie pomidory z puszki (lub pasatę). Dorzućcie zrumienione "mielone", doprawcie do smaku resztą przypraw. Jeśli całość wyszła Waszym zdaniem za sucha, można dolać wodę z przecierem pomidorowym lub pasatę.

Sos beszamelowy:
500ml mleka sojowego(niesłodzonego, lub innego zawierającego białko, ryżowe jest "za chude"),
2 czubate łyżki mąki orkiszowej jasnej(lub pszennej),
2 czubate łyżki margaryny(u mnie Alsan),
przyprawy do smaku: sól, pieprz, gałka muszkatołowa(ok. pół gałki)

Do garnuszka wlej mleko, dorzuć mąkę i energicznie mieszaj, aż znikną grudki, potem dorzuć margarynę i podgrzewaj mieszając aż wszystko się zagotuje i zgęstnieje (niczym budyń). Dopraw do smaku. (Gałka zabija smak soi z mleka.)

Układanie warstw:
Naczynie żaroodporne posmaruj na dnie beszamelem, ułóż płaty makaronu do lazanii, z wierzchu posmaruj makaron beszamelem. Wyłóż na to pierwszą warstwę warzyw i "mięska" w sosie, posyp cieniutką warstwą płatków drożdżowych(opcjonalnie wegański ser), kolejna warstwa makaronu, beszamel, druga warstwa warzyw, płatki drożdżowe(ser), makaron, beszamel, trzecia warstwa warzyw, płatki drożdżowe (ser), makaron, beszamel i ser na samej górze. Posyp jeszcze papryką i oregano.

Płatki drożdżowe robią tutaj magię, wszystko smakuje jakby było w tym mnóstwo sera, zatem jak macie tylko dwa plasterki, tyko na samą górę, to też dacie radę!

Piekarnik nagrzej do 180st. Piecz ok 45 min. 
Makaron na górze lekko się pofaluje, co oznacza, że gotowe i zaraz poparzycie sobie język czymś przepysznym! :D




Ugotujcie to! Zróbcie sobie dobrze! :)

sobota, 15 kwietnia 2017

Tofurnik numero uno

Wegańśkie życie jest ubogacone różnościami na talerzu po sufit, ale kiedy przychodzi ochota na sernik zapala się lampeczka. Jaki przepis wybrać? Mój pierwszy tofurnik wyszedł bardzo biednie. Robić coś z przepisu osoby, która nigdy nie jadła oryginału to dość ryzykowne posunięcie. Nie wyszło to dobrze... ;)
Wczoraj uczyniłam własny tofurnik, dodając trochę tego, trochę tamtego... chaotyczne dorzucanie do kielichowego blendera, aż masa miała dobrą konsystencję i smak. Jeśli jesteście uprzedzeni do olejków zapachowych to nie próbujcie, ale jak uczynicie wyjątek, to nie pożałujecie. Smakuje i wygląda sernikowo, nie trzeba zamykać oczu, żeby się nabrać! ;)



Masa:
300g tofu naturalnego (twarde, nie silken. Najlepiej wybrać takie, które smakuje i pachnie niczym, sprawdzone czyli, dla Niemcowni polecam tofu z Rewe bio),
sok z dużej cytryny,
ok. pół szklanki ugotowanej kaszy jaglanej (resztę wyżarła Lenka, więcej byłoby i tak za dużo ^__^),
mleko kokosowe 400ml(cała puszka, 60% lub więcej, razem z wodą),
niepełna szklanka ksylitolu, (lub cukru lub innego słodzidła, ale i tak próbujcie czy próg słodkości Was zadowala),
150g śmietany Creme Vega Oetkera (lub wege naturalnego jogurtu, niesłodzonego, kwaśnego, takiego, który jest smaczny w mizerii i nie wykrzywia nas od smaku soi),
łyżeczka ekstraktu z wanilii,
4 łyżeczki (czubate) mąki kukurydzianej(raczej nie polecam ziemniaczanej, kukurydziana jest delikatniejsza),
kilka kropel aromatu migdałowego do ciast,
szczypta soli

Spód:
Paczka wegańskich herbatników(lub innych wege ciastek)
2 łyżki margaryny do pieczenia lub oleju kokosowego

Herbatniki zmielić, dodać rozpuszczony tłuszcz, wymieszać, następnie wyłożyć na blaszkę(z papierem do pieczenia)i ubić równy spód. Schłodzić w lodówce.

Przygotowanie masy:
Tofu odcisnąć w dłoniach, aby wyciekła z niego woda, rozdrobnić i zalać sokiem z cytryny (może tak postać i godzinę, żeby się przegryzło, ale nie musi), aby je zakwasić. Potem wrzucić do blendera kielichowego razem z mlekiem i śmietaną, stopniowo dodawać kaszę. Jeśli masa jest zbyt gęsta, aby ułatwić miksowanie dodajcie kilka łyżeczek mleka kokosowego lub wody, ale tylko tyle, żeby wszystko bez problemu się rozdrabniało. Kiedy masa będzie już gładka, a jednocześnie minimanie "piaskowa" na języku to chwila, by dodać resztę składników. Całość powinna mieć konsystencją śmietany. 
Masę wylać na wcześniej schłodzony spód.

Pieczenie (1 godz. i 10min):
Piekarnik rozgrzać do 180st.
Piec w tylu stopniach ok. 20 min, potem zmniejszyć na 150-160st. i piec aż zobaczycie, że "skórka" ciasta równo się podniosła. (Długo jest zapadnięta na środku.) W sumie będzie piekł się ok. 1godz. 10 min. Musi się równomiernie zrumienić.
Sprawdzanie patyczkiem nic nie da, bo będzie "glutek" przez cały czas. 
Po upieczeniu zostawić w piekarniku na kwadrans, potem wyjąć i kiedy wystygnie wrzucić do lodówki - najlepiej na całą noc. Mimo Waszych obaw - stężeje :)

Topping:
Z czego lubicie, ja rozpuściłam gorzką czekoladę w kąpieli wodnej z łyżką oleju kokosowego, ale może to być po prostu cukier puder, lukier, jakieś orzechy, co kto lubi :)


Lista zakupów

  • tofu (300g)
  • duża cytryna
  • kasza jaglana
  • mleko kokosowe w puszce (60% lub więcej)
  • ksylitol lub cukier
  • Śmietana Creme Vega 150g (lub kwaśny wege jogurt)
  • ekstrakt z wanilii
  • mąka kukurydziana
  • aromat migdałowy do ciast
  • sól
  • olej kokosowy lub margaryna do pieczenia
  • wegańskie herbatniki
  • (gorzka czekolada)

sobota, 14 stycznia 2017

Wegańskie ruskie pierogi

Kiedyś obiecałam, że wrzucę przepis na farsz do ruskich, taki, który robiła moja Babcia. Ona nie znała tofu, ale pokazała mi jak doprawiać klasyczny farsz, żeby był przepyszny i wegańskie smakują jak babcinie, ha! 
Oddaję Wam najukochańszy smak dzieciństwa. Potrafiłam jako mała dziewczynka zjeść ich i 30! Po tej liczbie Babcia mówiła stop i patrzyła czy nie mam zamiaru wybuchnąć... Bez kitu, najlepsze!
Babcia miała kilka myków, które sprawiały, że jej ruskie pierogi były boskie. Na przykład zawsze gotowała ziemniaki w mundurkach, nie obierała ich wcześniej. Takie ziemniaki mają trochę inny aromat, poza tym można je ugotować wieczorem i zostawić odcedzone w garnku, a fabrykę pierogów otworzyć dopiero nazajutrz, nie zdębieją.





Ciasto na pierogi
3 szklanki mąki pszennej
1 szklanka gorącej wody
1 łyżeczka soli

Woda do ciasta musi być gorąca, ale taka, żeby nas nie poparzyła. Najlepiej wrzucić składniki do dużej miski i wyrabiać mikserem z hakami, aż mąka wchłonie wodę, wtedy już przyjemnie się wyrabia dłonią. I można to spokojnie zrobić w misce - mniej syfu! ;)
Kiedy powstanie sprężysta kulka zawińcie ją w folię i zostawcie na ok. 20 minut.




Farsz ruski
kostka naturalnego tofu 200-300g (rozdrobnić widelcem)
sok z połowy cytryny
1 kg ziemniaków ugotowanych w mundurkach (+/- 100g, wystudzone obrać i przepuścić przez praskę lub maszynkę)
2 duże cebule (pokroić drobno w kostkę, zeszklić na oleju ze szczyptą soli. Kiedy już zmięknie dodać łyżeczkę czerwonej papryki (nie smażyć z papryką, bo może zgorzknieć))
Vegeta (NATUR) lub sól(jestem wrogiem żółtych proszków, Babcia używała normalnej, ja stawiam na wersję bez ogromu chemii, aczkolwiek dobra sól morska również ogarnie temat)
pieprz ziołowy (nie kumam jak można bez tego robić ruskie, musi być!)
czerwona słodka papryka (może być wędzona)

Tofu posypać szczyptą soli i polać sokiem z cytryny - wymieszać, następnie dodać zmielone ziemniaki i zeszkloną cebulę. Dodać 1  łyżkę papryki, 2 płaskie łyżki pieprzu ziołowego, 1 płaską łyżkę Vegety (tudzież soli). Wymieszać i próbować czy już Wam odpowiada smak. Doprawiać aż smak będzie intensywny, bo w trakcie gotowania nieco osłabnie, ale bez szaleństw!

Teraz etap lepienia, bawcie się dobrze! 
Pierogi rzucać na osolony wrzątek i gotować ok. 3 minuty od wypłynięcia. 

Okrasa
2-3 łyżki oleju kokosowego rafinowanego (lub innego roślinnego)
1 duża cebula (pokrojona w piórka lub kostkę)
szczypta soli
czerwona słodka papryka
pieprz czarny (opcjonalnie)

Cebulę zeszklić na oleju z solą, na koniec dodać paprykę. Wytaplać w tym ugotowane pierogi lub okrasić je na talerzu.




Smacznego!